czwartek, 25 kwietnia 2013

No odbierz to w końcu!

Kocham otwieranie mojej skrzynki pocztowej na onecie. Z założenia wiem, że zaraz będę mogła przeczytać o nowej promocji na telewizory (ale na takie duże, bo na małe się nie opłaca), kolejnej genialnej ofercie oszczędzania (zawsze można zrobić to lepiej) albo wydawania (ale najpierw muszę wziąć pożyczkę, najlepiej od razu), wyprzedaży opon letnich (nie, dziękuję) czy, w skrajnych przypadkach, jak mogę się stać atrakcyjną kobietą (bo teraz trochę mi do tego brakuje).

reklama serwisu www.odbierz.to

Jakiś czas temu czytając tekst Marka Krajewskiego o kulturze okrucieństwa zdałam sobie sprawę, że w reklamach możemy zobaczyć różne rzeczy (o reszcie tv nie wspominam nawet), ale nawet nie zwracamy uwagi na to, że nawet zwykła uśmiechnięta pani w spocie margaryny, zmusza nas do kupna TEJ margaryny, bo jest NAJLEPSZA i kropka. Ale czemu tylko tv? Toż przecież internet teraz rządzi! 

I tu wracamy do mojej nieszczęsnej skrzynki pocztowej. Zdaję sobie sprawę, że obecność takiego natłoku spamu (bo to nic innego jak spam) to moja wina (biję się w pierś), ale na dłuższą metę zaznaczanie kolejnego maila i określanie go mianem spam w moim przeświadczeniu nic nie daje, bo potem i tak pojawi się coś innego, co moja skrzynka za spam nie weźmie i zacznie się wszystko od początku. Można również powiedzieć, że jestem leniem.

W każdym razie - ilość tego typu poczty i jej treść niczym się nie różnią od tego, co widzimy w reklamie. Mam jednak wrażenie, że na takie rzeczy łapie się coraz mniej ludzi - nie oszukujmy się, ludzie w wieku około moim (rocznik 1988) to najczęściej starzy wyjadacze i wiedzą, że na większość reklam internetowych szkoda nawet rzucić okiem. Nie zmienia to jednak faktu, iż te reklamy robią się coraz okrutniejsze, co raz więcej jest w nich przemocy względem nas-odbiorców. Moja ukochana to ta, gdzie otwieram stronę, wyskakuje reklama (mimo blokady, a co!) i mówi mi, że jestem milionowym odwiedzającym, więc coś tam wygrałam - ostatnio najczęściej Iphona 5. Dzięki! Zastanawiam się, ile osób się na to nabiera, ile poddaje się temu przymusowi? Bo przecież jesteśmy specjalni, więc oni nam coś oferują, więc głupio byłoby nie wziąć i w ogóle to nam się należy, prawda? 

To jedna strona tej małej wojenki. Druga to znieczulica. Człowiek jest w stanie znieczulić się na wszystko. Na to, że dzięki lekowi na potencję będziesz bardziej atrakcyjny również.  
I w tym momencie przypomniałam sobie, że jeszcze inna moja skrzynka jest atakowana przez reklamy pod tytułem "jesteś kimś specjalnym dla nas, więc mamy coś dla ciebie, mimo, że nawet nie wiemy kim jesteś". Moja skrzynka smsowa. I każdy wie o co chodzi. Według mnie to ta forma niesie z sobą największą dozę przemocy wobec odbiorców, ponieważ posługuje się ona firmą, z której usług już korzystamy, więc obdarzamy ją swoim zaufaniem. Tym samym podważa jej wiarygodność, kiedy okazuje się, że musimy zapłacić znacznie więcej niż normalnie, a dodatkowo tych obiecanych 100 tys. nigdzie nie widać. 

Kocham reklamy. 

piątek, 5 kwietnia 2013

Mecz jako początek i koniec sieci

Zadziwiające jest z jaką wiarą (?) ludzie zasiadają przed telewizorami albo na stadionach, aby zobaczyć grę polskiej reprezentacji piłki nożnej. Najczęściej wiadomo jak zakończy się dane spotkanie przed jego rozpoczęciem - zaśpiewamy "Nic się nie stało", rzucimy kilka/kilkanaście dosadnych określeń, co gorliwsi stwierdzą, że oni zrobiliby to całkiem inaczej. A jednak - siadamy i wpatrujemy się w, najczęściej, ekran z cichym "A może...?"
Siedząc w barze w pewien piątkowy wieczór łatwo można było zauważyć, że nic nie było tak ważne jak wielki płaski telewizor zawieszony na jednej ze ścian. Cała sytuacja aż prosiła się o rozpisanie jej w formie ANT.
Mamy więc taką o to scenę: głównym aktorem jest tu mecz - to na nim całą tę drogę rozpoczniemy i na nim ją zakończymy. Dalej mediatorami są sportowi komentatorzy oraz transmisje telewizyjne. Teoretycznie mediatorem jest również telewizor/ekran/monitor, dzięki któremu na odległość można zobaczyć co na stadionie się dzieje. W tym jednak przypadku dzięki transmisji staje się on aktorem kumulującym resztę aktorów wokół siebie, szczególnie w sytuacji barowej. Bowiem wszelkie rozmowy milkną, kiedy na ekranie wydać kolejną akcję, która może zakończyć się upragnionym golem. Oczywiście między ekranem-aktorem a resztą aktorów mediatorem znów staje się transmisja, aczkolwiek jest już ona zniekształcona i przybiera ona również formę komentarzy między mniejszymi aktorami. Ustosunkowanie się co do meczu następuje tu dopiero po przyswojeniu transmisji wizualnej i owych komentarzy. Tu jednak mniejsi aktorzy nie odnoszą się do aktora-ekranu, ponieważ staje się on niewidzialny, a do meczu. Następuje logiczny przeskok - ekran jest aktorem w momencie przetworzenia wizji i ukierunkowania jej na zewnątrz. To od niego zależy jakość i sam odbiór transmisji ze stadionu. Kiedy jednak mniejsi aktorzy odpowiadają ekran staje się niepotrzebny. Sieć ma więc swój początek i koniec na meczu.

Czego to człowiek nie zauważy, kiedy nie zna się na piłce nożnej...?